
WARSAW GALLERY WEEKEND 2025
W ramach tegorocznej edycji WARSAW GALLERY WEEKEND prezentowaliśmy indywidualną wystawę Anny Myszkowiak pt. "Z drzazgą na dłoni", której kuratorem był Stach Szabłowski.
Uprasza się o niedotykanie eksponatów. Jednocześnie uprzedzamy, że nie możemy zagwarantować
wzajemności z ich strony. W rzeźbach Anny Myszkowiak to, co dotykalne, staje się widzialne, a to,
co widzimy, ukazane jest tak, abyśmy odczuli to przez skórę, pod powiekami, w kręgosłupie, przez
który przechodzi dreszcz. Prace artystki powstają z myślą o naruszaniu nietykalności odbiorcy –
dotykają świadomości.
Anna Myszkowiak zajmuje się rzeźbą warsztatową. Eksperymentuje z szerokim wachlarzem
tworzyw – zarówno tradycyjnych, jak i wziętych z życia codziennego oraz przemysłowych: od
drewna, przez papier, sklejkę, MDF, aluminium i żywicę, po wełnę stalową. Fundamentem swojej
praktyki czyni bezpośrednią pracę z materiałem. Podejmując to najbardziej fundamentalne zadanie
rzeźbiarskie, udziela na nie osobistych, przkuwających odpowiedzi.
W centrum dyskursu rzeźby klasycznej znajdowała się postać artysty, który przed rozpoczęciem
pracy wpatruje się w kamień i stara się dostrzec ukryty w nim kształt: przedstawienie, figurę,
symbol. Myszkowiak nie szuka w tworzywie czystej formy ani surowca do sporządzenia
reprezentacji. Kształtuje nieożywione materie tak, by przemawiały mową ciała. Wydobycie tego
głosu wymaga zarówno formalnego kunsztu, jak i szczególnego rodzaju radykalizmu –
transformowania tworzyw, naginania ich, czasem działania na przekór ich fizyczności. Jeżeli prace
Myszkowiak są zaproszeniem do współodczuwania z materią, jakby była żywym organizmem,
musimy liczyć się z tym, że w grę może wchodzić zarówno przyjemność, jak i ból.
Prace wybrane na wystawę „Z drzazgą na dłoni” składają się nie tyle w opowieść, ile we
fragmentaryczną obecność. Dłoń, łza, tors, szkielet. Grafitowy cień oka ukrytego za rzęsami ze
sklejki. Czy te figury, gdyby zbudować z nich jeden obraz, ułożyłyby się w autoportret? Czy raczej
w rodzaj zwierciadła ukazującego organizm – postać, z którą osoba odwiedzająca wystawę
współodczuwa, jakby to było jej własne odbicie? Zbroja, egzoszkielet, proteza, maska, strój – te
skojarzenia w wypadku prac Anny Myszkowiak są uprawnione. Przyglądanie się rzeźbom artystki
przypomina zakładanie na siebie i przymierzanie doświadczeń, które wymykają się słowom, ale
pozostają fundamentalne dla sposobów, w jakie czująca istota przeżywa swoje fizyczne bycie w
świecie.
Na długo zanim sztuczna inteligencja zaczęła przemawiać ludzkim głosem, zwolennicy
fenomenologicznej teorii świadomości przekonywali, że jest ona nierozerwalnie związana z ciałem;
nasze bycie-w-świecie to doświadczenie ucieleśnione. Sztuka Myszkowiak wydaje się bliska
takiemu poglądowi. W świecie coraz inteligentniejszych technologii to nie dusza, lecz właśnie ciało
zaczyna odróżniać świadomą istotę od maszyny. W tej perspektywie fizyczność rzeźb Anny
Myszkowiak jawi się jako uprzywilejowany język, który tę różnicę pozwala wyrazić.
Artystka przychodzi do widza z drzazgą na dłoni. „Wyobrażam sobie ten gest jako przyjrzenie się
kawałkowi drewna, który tkwił przed chwilą w ciele” – mówi Myszkowiak i dodaje, że przyjście z
drzazgą na dłoni można widzieć w kategoriach uzewnętrzniania się przed drugim człowiekiem. W
tym sensie to dar bardzo osobisty – a zarazem niebezpieczny. Wyjęta spod skóry drzazga zostaje
rozbrojona, staje się kawałkiem materii, ale można się nią na powrót skaleczyć. Taka drzazga
potrafi także utkwić głęboko w pamięci. Jest zaproszeniem do wyjścia poza strefę komfortu – tam,
gdzie świadomość za pośrednictwem ciała spotyka się ze światem. To obszar, w którym zaciera się
rozróżnienie między przyjemnością a bólem, pieszczotą a zranieniem – i w którym tętni życie z
jego ambiwalencją, siłą, kruchością, lękiem i pragnieniem.
Stach Szabłowski